trajkotek trajkotek
815
BLOG

Dewaluacja faszyzmu

trajkotek trajkotek Społeczeństwo Obserwuj notkę 17
Gazeta Wyborcza donosi: Prokuratura w Toruniu wszczęła postępowanie przygotowawcze w sprawie znieważania prezydenta Komorowskiego na antenie Radia Maryja.

Jak mówi Artur Krause, rzecznik prokuratury okręgowej w Toruniu, postępowanie zostało wszczęte z urzędu, po artykule "Wyborczej". Opisaliśmy w nim seans nienawiści, jaki w Radiu Maryja odbył się w nocy z poniedziałku na wtorek.
Tematem audycji prowadzonej przez o. Benedykta Cisonia był list arcybiskupa Stanisława Gądeckiego do prezydenta w sprawie ustawy o in vitro. Słuchacze, podobnie jak biskup, krytykowali Komorowskiego za podpisanie ustawy. Na antenie prezydent określany był jako "gorszy od Hitlera" i "agent rosyjski ukraińskiego pochodzenia". /Gazeta Wyborcza/

GW cytuje wypowiedzi z nocnej audycji:

Oni po prostu kpią z nas, prawdziwych katolików, on nie jest katolikiem, jemu tylko przykleić wąsa - to jest gorzej jak Hitler. /Teresa, Wielkopolska/

To nas nie tylko bulwersuje, co zrobił prezydent, i to ośmieszanie Kościoła, lekceważenie, w tym biorą udział parlamentarzyści jacyś, znajdują jakieś autorytety z tytułami profesorów... A propos tych profesorów, to Hitler też miał profesorów, wykształconych ludzi i tę machinę zbrodni dokonywali. /Ojciec Tadeusz Rydzyk/

Stosowanie argumentów "ad hitlerum" w debacie publicznej jest powszechne - nie jest od tego wolna redakcja GW, choć próbuje tego nie dostrzegać. Nietrudno znaleźć przykłady.

Stefan Bratkowski w GW przekonuje, że PiS to faszyzm. Przegina, ale Michnik, wyrozumiale, broni go:

Stefan Bratkowski to prawdziwa instytucja. Jest legendą polskiego dziennikarstwa i symbolem postawy obywatelskiej środowiska. Na tę legendę złożyła się jego praca w ''Po Prostu'', później redagowanie ''Życia i Nowoczesności'', tej swoistej rewolucji modernizacyjnej w ówczesnych polskich gazetach. (...)  To pisarz wybitny, odważny, choć często weredyk, który w stylu zawadiackim nie unikał konfliktów.
Dlatego bywa, że Stefan Bratkowski przegina...
Niewątpliwie przegina, gdy pisze - krytykując ostro Prawo i Sprawiedliwość - ''o skłonności tej formacji i jej wodza do faszyzowania''; gdy wzywa PiS do autodenazyfikacji.
Dlaczego tedy Stefan Bratkowski posłużył się tak drastycznymi sformułowaniami? Przypuszczam, że jest to kwestia pokoleniowa. Dla pokolenia Bratkowskiego było to doświadczenie kluczowe: od autorytaryzmu droga prowadziła w Niemczech do dyktatury faszystowskiej, totalitarnej. Dlatego w każdej formie autorytaryzmu, w każdej partii wodzowskiej, w każdej polityce judzenia i organizowania klimatu strachu i podejrzliwości, w każdym przyzwoleniu dla ksenofobii i mowy nienawiści ludzie z pokolenia i formacji Bratkowskiego doszukują się groźby faszyzmu.

Na koniec konkluduje:

Nawet język ostrego pamfletu nie uprawnia do tak obraźliwych sformułowań. Jednak Stefan Bratkowski jest autorem, który bywał nieraz prorokiem we własnym kraju. Dlatego warto wszystko, co pisze, czytać starannie - nawet wtedy, kiedy kreśli swe czarne wizje przesadnie czarnym, grubym flamastrem.

Drugi przykład autowyrozumiałości - komentarz do orzeczenia sądu nakazującego przeproszenie Grzegorza Brauna.

Publikację przeprosin kandydata na prezydenta RP Grzegorza Brauna, zamieszczonych dziś na s. 2 papierowego wydania "Gazety Wyborczej", nakazał nam Sąd Okręgowy w Warszawie. Czynimy to wyłącznie z szacunku dla prawomocnego orzeczenia niezawisłego sądu w demokratycznym państwie. Oświadczamy jednak, że z orzeczeniem tym ani z treścią wymuszonych przeprosin absolutnie się nie zgadzamy. Podtrzymujemy, że Grzegorz Braun głosi poglądy faszystowskie, których nieodłącznymi elementami są antysemityzm i wzywanie do przemocy.

(...) Napisaliśmy, że Braun lansuje faszyzm, krytykowaliśmy bezradność dziennikarzy niesprzeciwiających się kłamstwom i nienawiści, pytaliśmy, czy media powinny dopuszczać do tego, by je wykorzystywano do takiej propagandy.

(...) Wedle tego orzeczenia Braun ma więc prawo do przeprosin i do oczyszczenia swego dobrego imienia z zarzutu uprawiania propagandy faszystowskiej. Sąd uznał, że to, co mówi, nie jest faszyzmem.

(...) Absolutnie nie zgadzamy się z tym orzeczeniem w żadnym z dwóch kardynalnych punktów jego uzasadnienia.

(...) Oznacza to prawny knebel w stosunku do wolnej prasy, odbieranie jej wolności wypowiedzi oraz prawa i obowiązku pełnienia jej podstawowej misji w czasie kampanii wyborczych, gdy swoboda słowa i oceny poglądów ludzi ubiegających się o urzędy publiczne są szczególnie potrzebne, bo wtedy decydują się losy władzy w kraju.

Na te wolności i szczególne obowiązki prasy w czasie wyborów wielokrotnie zwracał uwagę Europejski Trybunał Praw Człowieka. Regułą demokratycznego społeczeństwa jest bowiem zapewnienie nieskrępowanej dyskusji wyborczej.


Zatem widzimy, że szafowanie argumentami "ad hitlerum" przez GW jest realizacją wolności i obowiązku prasy, realizacją reguły społeczeństwa demokratycznego, prowadzeniem nieskrępowanej dyskusji. Tak było także w przypadku publikacji wywiadu z Maleńczukiem, w którym katolików nazwał faszystami. Niczego niestosownego w tym nie było? Przecież Komorowski to też katolik - zatem faszysta.

Broniąc Bratkowskiego, Michnik usprawiedliwia dziennikarza:Przypuszczam, że jest to kwestia pokoleniowa.

A może to, co mówią red. Rydzyk i słuchaczka Teresa to ta sama kwestia?

Michnika, w kwestii faszystowskiej, cechuje ambiwalencja - jest za, a nawet przeciw.

Broniąc przyjaciela, występuje jako człowiek umiarkowany:Dlatego też podzielam lęki Bratkowskiego, ale nie podzielam jego diagnozy. Nie sądzę, by były podstawy do mówienia o ''fackelzugach'' czy o potrzebie ''denazyfikacji''. 

Atakując wrogów - demaskuje faszystów(co najmniej emocjonalnych) i ich milczących protektorów: Ci, którzy zagłuszają rozmówcę, są przeciwko demokracji. Faszyzm jest równie prosty intelektualnie jak komunizm. Odwołuje się do tych samych emocji, opiera na nienawiści do wspólnego wroga. To oczywiście nie jest faszyzm w rozumieniu międzywojennym, nie ma dziś Hitlera i Mussoliniego, ale emocje są te same. Najbardziej niebezpieczne jest to, że na takie zachowania pozwala Kościół. Mam prawo pytać, dlaczego Kościół milczy. Zwłaszcza że z jego wnętrza dochodzą tak niebezpieczne głosy jak z Radia Maryja.

 

Aby lepiej zrozumieć całe to zamieszanie, warto przeczytać w całości pracę Pawła Lewandowskiego Do czego służy Hitler? Prawo Godwina i potoczna wiedza historyczna.

Poniżej - kilka fragmentów.

Prawo Godwina to popularny w cyberkulturze fenomen. Jest to ironiczne spostrzeżenie odnoszące się do treści dyskusji w Internecie. W oryginale brzmi ono: „As an online discussion grows longer, the probability of a comparison involving Nazis or Hitler approaches one”, co w tłumaczeniu na język polski oznacza: „Wraz z trwaniem dyskusji w Internecie prawdopodobieństwo przyrównania czegoś lub kogoś do nazizmu bądź Hitlera dąży do 1”.

Dewaluacja faszyzmuMatematyczny zapis prawa Godwina

 

Prawo Godwina ma dość długą historię jak na standardowe tempo przetwarzania informacji w Internecie. Powstało ono w 1990 roku, a sformułował je obecny w jego obiegowej nazwie Mike Godwin, amerykański prawnik i pisarz, a przy okazji czynny użytkownik Internetu. Impulsem do jego najsłynniejszej wypowiedzi była aktywność w różnego rodzaju internetowych grupach dyskusyjnych, w których Godwin wciąż natykał się na porównania do nazizmu lub Hitlera, dokonywane przy najróżniejszych, nierzadko zupełnie trywialnych okazjach.

Godwin relacjonował później, że poczuł się poirytowany częstotliwością i sposobem użycia porównań do nazizmu. Nazwał je nielogicznymi – argumentując, że obiekt porównania często nijak się ma do narodowego socjalizmu – a także obraźliwymi (offensive), ponieważ, jak sam stwierdził: „miliony ofiar obozów koncentracyjnych nie zginęły przecież po to, aby dostarczyć poręcznego argumentu jakiemuś internetowemu awanturnikowi (net.blowhard)”. Antycypując w pewnym sensie dzisiejszą popularność wprowadzonego przez Richarda Dawkinsa pojęcia, Godwin nazwał praktykę porównywania do nazizmu memem, który rozprzestrzeniał się w wirusowym tempie w różnego rodzaju dyskusjach.

Nawiasem mówiąc, tu warto wspomnieć wypowiedź Owsiaka, po zarzutach o defraudację pieniędzy z funduszu WOŚP: jeżeli chcę to do czegoś porównywać, to niestety muszę to porównać do zapachu komór gazowych, do języka komunistycznego, nazistowskiego, do słów, które mogły padać w Katyniu, mogły padać w Auschwitz.

A teraz wróćmy do Lewandowskiego!

Jak wykorzystuje się prawo Godwina w praktyce? Gdy w jakiejś dyskusji pojawia się argument zarzucający komuś lub czemuś podobieństwo do nazizmu, oponent może odpowiedzieć, że zgodnie z prawem Godwina ten, kto powołuje się na nazistów, przegrywa spór. Z tego powodu mówi się też o reductio ad Hitlerum lub argumentum ad Hitlerum (co jest nawiązaniem do argumentum ad hominem). Dyskusja toczy się więc (jeśli nie zostanie rozstrzygnięta w inny sposób) do momentu, w którym ktoś przywoła nazistów, co oznacza jego przegraną walkowerem.

 

 

 

 

 

Owsiak przegrał z Godwinem

Jak zostać faszystą?

Tak naprawdę, to jestem faszystą

NSDAP Herrschaft?



Rozenek porównuje Kaczyńskiego do Hitlera

Debata o faszyzmie dyskusją o PiS i Kaczyńskim

Kaczyński zorganizował partię na sposób faszystowski



trajkotek
O mnie trajkotek

glosmichnika.blox.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo